Kolejny rekord na rynku złota

8 stycznia 2008 r.

Ostatnio za matrycę większości decyzji inwestycyjnych można uznać strach. I choć naturalnym wydaje się fakt, iż uczucie to skłania do skracania swoich pozycji na giełdach, istnieje rynek, który w trudnych czasach obiera „północny kurs”- rynek złota.

Jeżeli cena tego surowca miałaby być miernikiem strachu na rynkach finansowych, nikt nie ośmieliłby się optymistycznie patrzeć w przyszłość. Nie ma na szczęście tak silnej zależności, niemniej kolejny rekord jest niewątpliwie wynikiem obaw większości graczy. Moja pewność w tej kwestii wynika ze złamania niemal żelaznej zasady, która opiera się na silnej ujemnej korelacji między złotem i dolarem. Wtorek odznaczył się zaledwie symboliczną zmianą kursu amerykańskiej, gdy tymczasem złoto osiągnęło najwyższy w historii kurs przekraczając lekko 880 dolarów za uncję. Skoro to nie dolar był inicjatorem, było nim coś równie silnego.

Ogólnie rozumiany wzrost ryzyka politycznego związanego z napięciem wywołanym incydentem w pobliżu cieśniny Ormuz (okolice Półwyspu Arabskiego) na linii Iran – USA jest niemal intuicyjnym argumentem za lokowaniem środków w tym metalu. Tego typu incydenty uświadamiają, iż konflikt zbrojny między tymi państwami nie jest niemożliwy.

Za dominujący impuls uznałbym jednak narastające obawy związane z prognozowaną inflacją w Stanach jako wynik wzrostu surowców energetycznych i żywności. Warto mieć na uwadze, iż dopiero dłuższe utrzymywanie się wysokich cen tych surowców odbija się na wskaźnikach cenowych. Czy tak jest, nikt nie ma już najmniejszej wątpliwości. Do tego dochodzi prognozowane wyhamowanie gospodarki za Atlantykiem. Nie dziwi zatem fakt, że gwałtowny wzrost popytu jest odzwierciedleniem wspomnianych na początku obaw. Inwestorzy szukają bezpiecznej przystani.