Autor wywiadu

Emil Szweda

Analityk Open Finance

Wywiad z ...

Dariusz Filar

Dariusz Filar ukończył studia w Uniwersytecie Gdańskim (kierunek - handel zagraniczny), a następnie był kolejno zatrudniony w macierzystej uczelni na stanowiskach od asystenta do profesora nadzwyczajnego (od 1992 r.). W latach 1992-1995 jako visiting professor prowadził zajęcia w Center for Russian and East European Studies (CREES) w University of Michigan, Ann Arbor (USA). W marcu 1999 roku objął stanowisko głównego ekonomisty Banku Pekao SA i funkcję tę sprawował aż do dnia powołania w skład Rady Polityki Pieniężnej. W tym samym okresie był członkiem Europejskiej Rady Ekonomistów działającej w ramach The Conference Board – Europe.
 

Newsletter
Newsletter

Zapisz się do newslettera

Chcesz otrzymywać najciekawsze i najważniejsze informacje o rynkach inwestycji alternatywnych, chcesz wiedzieć w co warto inwestować i jak to robić? Zapisz się do newslettera InwestycjeAlternatywne.pl.

IA RSS - Wywiady

Światowa gospodarka nie wejdzie w recesję

11 lutego 2008 r.

E.S.: Mówił Pan o eksporterach, ale przecież wiele się zmieniło od 2001 roku. Inne są koszty produkcji w Polsce, inne koszty pracy. Inny kurs walutowy. Wygląda jednak na to, że ewentualne osłabienie złotego w razie odwrotu od rynków wschodzących, może eksporterom pomóc.
D.F.: Sytuacja złotego również bardzo się zmieniła. To znaczy, kiedy w 2004 roku weszliśmy do Unii Europejskiej, złoty zyskiwał, ponieważ w oczach wielu zagranicznych inwestorów, nasze członkostwo w UE, mocno nas uwiarygodniło, w odniesieniu do Polski spadła premia za ryzyko. Ponieważ mieliśmy wówczas wyższe stopy procentowe, przyszły do nas duże fundusze emerytalne, a więc typ inwestorów długoterminowych. Oni kupowali nasze obligacje, a przez to także złotego – stąd to ówczesne umocnienie. Później od 2005 r. złoty długo pozostawał stabilny. W zasadzie aż do sierpnia 2007 roku. W obliczu niepewności na światowych rynkach, część inwestorów poszukiwała czegoś w rodzaju bezpiecznej przystani i tak właśnie potraktowano kraje naszego regionu. Złoty ponownie na tym zyskał. Ale to już nie było systematyczne umacnianie się jak w 2004 roku, lecz skoki.
W jednym miesiącu napływy, w innym odpływy. Od sierpnia do października złoty wyraźnie się umacniał, a teraz (rozmawiamy 21 stycznia – przyp. redakcji) – się osłabia. Ale nie pod wpływem czynników lokalnych. Teraz to są czynniki globalne, decydują notowania innych walut w innych zakątkach świata (przede wszystkim wzajemne relacje dolara i euro). Kursy walut zdają się w mniejszym stopniu zależeć od fundamentów gospodarek, w tym od dysparytetu stóp procentowych, a w większym od różnorako motywowanych transakcji krótkoterminowych. To jest element, który będzie bardzo trudno przewidzieć – zmienność notowań złotego.

E.S.: Nie ułatwia to członkom Rady Polityki Pieniężnej prognozowania inflacji. Chciałbym wiedzieć, czy jest możliwa taka sytuacja, w której żebyście nie wiem jak bardzo podnosili stopy, inflacji nie uda się opanować?
D.F.: Wskaźnik CPI (Consumer Price Index – przyp. red.) może być postrzegany jako suma dwóch komponentów: inflacji bazowej netto, czyli inflacji z wyłączeniem cen żywności i paliw, oraz czegoś co ja nazywam nakładką żywnościowo-paliwową. W 2007 rok weszliśmy w sytuacji kiedy inflacja bazowa zbliżała się do dolnej granicy odchyleń od celu Rady, czyli do 1,5 proc.(cel inflacyjny w Polsce to 2,5% z dolnym i górnym przedziałem odchyleń o szerokości 1pp), a ta nakładka powiększała inflację o dodatkowe 0,1 pkt proc. W grudniu 2007 r. inflacja bazowa wzrosła do 1,7 proc., a ta nakładka dawała już aż 2,3 pkt proc., czyli w rezultacie inflację na poziomie 4,0 proc. I trzeba powiedzieć, że wzrost tej nakładki jest od nas – decyzji RPP – zupełnie niezależny, na ceny żywności i paliw nie mamy żadnego wpływu.
I jeśli ta nakładka idzie w górę, to ciału monetarnemu pozostaje mieć nadzieję, że producenci żywności się do tego dostosują zwiększając produkcję (Unia już zwiększyła areały rolne), że uda się zwiększyć moce rafineryjne i z czasem ta nakładka spadnie.
Ale to nie znaczy, że my możemy tylko mieć nadzieję i się przyglądać. Bo wzrost inflacji – jaka by nie była jego przyczyna – pobudza oczekiwania inflacyjne, a podwyżki stóp procentowych te oczekiwania chłodzą.
No i po drugie trzeba się przyglądać inflacji netto. Jej wzrost może być wynikiem rosnącej presji popytowej i w istocie tak właśnie się dzieje. Wzrost inflacji bazowej zaczyna być widoczny i on jest właśnie efektem wzrostu płac w Polsce, który widzieliśmy na przestrzeni całego 2007 roku. I on już zaczyna wpływać na inflację bazową.

E.S.: Tylko pojawia się pytanie, jak długo wynagrodzenia mogą rosnąć o kilkanaście procent. Wcześniej mówiono, że marże przedsiębiorstw są wysokie i mogą sobie pozwolić na wyższe wynagrodzenia. Ale teraz te marże zaczynają się kurczyć. Trudno sobie wyobrazić kolejny rok tak dużego wzrostu wynagrodzeń.
D.F.: Płace są wynikiem negocjacji między pracobiorcą i pracodawcą. Na ogół obie strony świetnie wiedzą jaka jest ich sytuacja negocjacyjna. To znaczy pracobiorcy wiedzą czy mogą znaleźć pracę gdzie indziej, czy pracodawca musi utrzymać zatrudnienie, znają swoje atuty. Pracodawcy zaś świetnie wiedzą na jakie podwyżki mogą sobie pozwolić, żeby zbyt dużo tej marży nie utracić. I tutaj amortyzatory będą działały po obu stronach, ostatecznie pracodawcy mogą zrezygnować ze swoich inwestycji, jeśli dojdą do wniosku, że interes jest słabo opłacalny, albo nieopłacalny wcale. Więc można założyć, że ten proces wzrostu wynagrodzeń powinien z czasem ulec wyhamowaniu. Pytanie czy nie stanie się to zbyt późno.

  Drukuj  Drukuj  
Wstecz  Wstecz | 1 | 2 | 3 | 4 | Dalej  Dalej

www.InwestycjeAlternatywne.pl
Profesjonalne statystyki www CAOgroupRedShoes