Autor wywiadu

Emil Szweda

Analityk Open Finance

Wywiad z ...

Paweł Grubiak

Główny ekonomista TFI SuperFund w Polsce

IA RSS - Wywiady

Komputer kontra człowiek

11 maja 2009 r.

Komputer kontra człowiek

To nie człowiek, a w pełni zautomatyzowany system komputerowy podejmuje decyzje inwestycyjne: w co zainwestować oraz kiedy zainwestować. Obecność na ponad stu rynkach jednocześnie, przez 24 godziny na dobę. Stałe analizowanie sytuacji na wielu rynkach, podejmowanie decyzji pozbawionych emocji, eliminacja stresu, chęci zysku, chciwości czy strachu. Jaki człowiek potrafiłby to zrobić?

Jak opisałby Pan główne różnice między waszym funduszem, a ofertą – nazwijmy to – powszechną innych TFI?


Większość funduszy inwestycyjnych zarabia przede wszystkim na rynkach rosnących, głównie na akcyjnych. Naszą zasadniczą cechą, zgoła inną od pozostałych TFI, jest możliwość wykorzystywania zarówno długich, jak i krótkich pozycji. Kolejną istotną zaletą, wyróżniającą nas na tle rynku, jest brak uzależnienia od emocji ludzkich przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych – naszymi transakcjami zarządza w pełni zautomatyzowany system. To co eksponuje naszą ofertę na wysokiej pozycji to rzeczywista dywersyfikacja w oparciu o klasę aktywów typu manager futures, które w idealny sposób uzupełniają również portfele składające się z klasycznych funduszy.

Ale są też fundusze total return, które mogą przynosić zyski również w czasie spadków na giełdach.


Zgadza się, ale tego typu fundusze najczęściej skoncentrowane są na jednym rynku i nie są powszechnie dostępne w Polsce. Dla nas możliwość zarabiania zarówno na wzrostach, jak i na spadkach giełdowych stanowi istotę polityki inwestycyjnej. Zarabiamy na każdych trendach, obojętnie od kierunku. Generujemy bezwzględną stopę zwrotu, nie oglądając się na benchmarki.

 

Brzmi to jak bardzo agresywna i ryzykowna strategia.


Ale tak nie jest. Mówiąc o agresywnych strategiach odnosimy się do proporcji aktywów zaangażowanych na bardzo zmiennych rynkach. Nie korzystamy z krótkiej sprzedaży (pożyczanie papierów wartościowych, głównie akcji od biura maklerskiego – przyp. red.), ani z pożyczonych kapitałów do stworzenia dźwigni finansowej. W strategii konserwatywnej zazwyczaj osiemdziesiąt procent portfela stanowią bezpieczne inwestycje – papiery skarbowe i lokaty. Pozostałe 20 proc. alokujemy na ponad stu rynkach, w różne klasy aktywów nieskorelowanych ze sobą. W ogóle nie inwestujemy w akcje, a jeśli już to w indeksy giełdowe. To zapewnia klientom funduszu wysokie bezpieczeństwo. Obecność na stu rynkach jednocześnie jest naszą przewagą.

 

Czy jednak Superfund jest w stanie spisywać się w czasie hossy giełdowej tak dobrze jak fundusz akcji?


Takie podejście stanowi istotę błędu myślenia przy inwestowaniu. Na inwestowanie powinno się patrzeć jako na długoterminowy okres – jak po zimie przychodzi lato, tak po hossie pojawia się bessa. Niestety najczęściej niespodziewanie. Dla funduszy naszego typu (managed futures) ważna jest obecność trendu, ale nawet, jeśli okaże się, że mamy do czynienia z hossą na rynkach akcji, nie zaangażujemy wszystkich kapitałów na wykorzystanie tej hossy, ponieważ jest to ryzykowne. Dlatego nie jest naszym celem reprezentowanie wyników hossy na akcjach, tylko generowanie dodatniego wyniku poprzez dywersyfikację na wielu rynkach. Dlatego oferujemy dużo niższe ryzyko. Jeśli popatrzymy na jego miarę jako odchylenie standardowe, to ono jest niższe niż dla funduszy akcyjnych. My posługujemy się też inną miarą ryzyka, taką jak drawdown, który bada zasięg największych możliwych strat w historii. I tak w naszym przypadku w 12-letnim okresie odnotowaliśmy spadek tylko o 19 proc (Superfund A). Tymczasem dla funduszy akcji może to być nawet ponad 60 proc. To właśnie jest bezpieczeństwo, o którym mówimy. I idąc dalej – nasze straty są minimalizowane przez właściwe zrządzanie ryzykiem m.in. poprzez system stop-lossów. Nawet taka strata jak 19 proc. może zostać relatywnie łatwo odrobiona. A fundusz akcji, który traci np. 60 proc. musi dalej trzymać akcje, bo taka jest jego polityka inwestycyjna. A do odrobienia strat jego portfel musiałby wzrosnąć o prawie 250 proc., co jest realne dopiero po kilku latach i to przy silnym trendzie wzrostowym.

 

Szeroka dywersyfikacja portfela, bez odpowiednio dobranego klucza, też może być ryzykowna sama w sobie.


Takie stwierdzenie dotyczące nadmiernej dywersyfikacji pochodzi z myślenia o problemach zanalizowaniem danych przez człowieka i zarządzaniem skomplikowanym portfelem inwestycyjnym, aktywnym na wielu rynkach. W przypadku zarządzania poprzez system komputerowy – taki problem znika.


Kluczem jest nowoczesna teoria portfelowa i model Markovitza, w którym najistotniejszy jest odpowiedni dobór do portfela instrumentów inwestycyjnych, nieskorelowanych między sobą. Nieskorelowanych, czyli takich, których zmiany stóp zwrotu są od siebie niezależne. Założenie teorii portfelowej Markowitz’a o doborze do portfela instrumentów finansowych nieskorelowanych między sobą może być w polskich warunkach trudne do zrealizowania. Nieskorelowany portfel można stworzyć z udziałem w inwestycjach złota, które ma zerową korelację z rynkami akcji.
Mogą to być akcje i obligacje, ale to – nawiasem mówiąc nie jest sensowna dywersyfikacja. Tym bardziej, iż w przypadku rynków wschodzących, do których należy Polska, obligacje tracą na wartości w przypadku kryzysów finansowych w podobny sposób jak i akcje. Jeśli weźmiemy średnie stopy zwrotu z ostatnich dwunastu lat, to okaże się, że zysk z inwestycji w giełdowy indeks wyniósł średniorocznie mniej niż 4 proc. (WIG), a z obligacji (global bands) około 5 proc. Analiza parametrów portfela złożonego z akcji i obligacji pokazuje, iż najbardziej efektywny jest portfel, który ma największy udział obligacji, a najgorszy portfel, który ma największy udział akcji. Domyślnie najbardziej optymalnym portfelem będzie portfel ze 100 proc. udziałem obligacji, będzie miał najwyższą stopę zwrotu i najniższe ryzyko. Można by było wyciągnąć wniosek, iż inwestowanie w rynek akcyjny nie ma żadnego sensu. Inwestujmy wszystkie nasze środki w obligacje, tylko czy o to chodzi?


Aby pozbyć się tego mankamentu w celu skonstruowania dobrze zdywersyfikowanego portfela i ograniczenia ogólnego ryzyka portfela należy rozważać włączenie do portfela funduszu typu managed futures, instrumentu nieskorelowanego z pozostałymi klasami aktywów. Możemy wtedy stworzyć portfel, który znajduje się na górnej części krzywej Markowitz’a, dający maksymalną stopę zwrotu przy danym poziomie ryzyka.

Te średnie, o których Pan mówi różnie wypadają jednak w różnych okresach. Inwestycje w akcje zwykle prezentują się słabo w dołku bessy. Kiedy wróci hossa znów nie będą miały sobie równych. Zresztą i wam zdarzył się słaby okres, w którym teoria dywersyfikacji nie zadziałała. Pod koniec trzeciego kwartału jednocześnie spadały gwałtownie i ceny akcji i surowców. Założenie niskiej korelacji między rynkami było błędem, a Superfund też poniósł dotkliwe straty.


Podejście do inwestowanie bazujące na timingu może zawieść, dlatego przy inwestowaniu dla nas liczą się długoterminowe trendy. Teoria dywersyfikacji działa zawsze, różnica leży w wyłącznie w sposobie stosowania takiej teorii. W tym szczególnym przypadku trzeciego kwartału 2008 zmiana trendu na rynkach była gwałtowna, dlatego nasz system zarządzania zmienił pozycję dopiero po potwierdzeniu wszystkich parametrów zmiany trendu. Co nota bene pozwoliło nie tylko na odrobienie strat, ale również na wygenerowanie bardzo wysokiej dodatniej stopy zwrotu. W krótkich okresach nie można wykluczyć, że takie rzeczy będą się zdarzały. Ale kilka miesięcy później, na koniec roku, mogliśmy pochwalić się wysoką stopą zwrotu za 2008 r.

Miałem na myśli fakt, że wiele funduszy np. hedgingowych działa na różnych rynkach jednocześnie. I w krytycznym momencie, kiedy musiały wycofywać kapitał z różnych rynków, żadna dywersyfikacja nie pomagała. Skoro jest tak wielu graczy stosujących podobne strategie, to ciężko będzie o sukces.


Nie stosujemy strategii funduszy hedgingowych tym bardziej, że zróżnicowanie nawet wśród głównych klas funduszy hedgingowych jest ogromne. Sporo nas różni od funduszy hedgingowych. Fudusze typu managed futures, którymi jesteśmy reprezentantem, są odrębną klasą aktywów. Po pierwsze nie stosujemy pożyczonego kapitału do lewarowania inwestycji, więc nawet kiedy zamykamy inwestycję ze stratą, to nie tak wysoką. Po drugie działamy jako instytucja regulowana przez organy nadzoru (KNF), co oznacza że jesteśmy przejrzyści i podlegamy nadzorowi. No i działamy prawie na stu rynkach jednocześnie. Nawet jeśli na jednym czy dwóch ponosimy stratę, to na innych zarabiamy. W czym pomaga nasz system inwestycyjny.

To zdaje się kolejny ważny wyróżnik funduszu. Jest zarządzany przez system komputerowy.


To nie człowiek, a w pełni zautomatyzowany system komputerowy podejmuje decyzje inwestycyjne: w co zainwestować oraz kiedy zainwestować. Obecność na ponad stu rynkach jednocześnie, przez 24 godziny na dobę. Stałe analizowanie sytuacji na wielu rynkach, podejmowanie decyzji pozbawionych emocji, eliminacja stresu, chęci zysku, chciwości czy strachu.Jaki człowiek potrafiłby to zrobić?

Rozumiem, że system nie czyta depeszy Bloomberga, ale kieruje się analizą techniczną.


Oczywiście, chodzi o analizę techniczną. Za tym systemem kryją się matematycy i inżynierowie, a nie teoretycy ekonomii. Opracowany przez Superfund system wyszukuje trendy, automatycznie generuje sygnały kupna, sprzedaży, człowiek nie ma wpływu na podejmowane decyzje inwestycyjne.

I nie ma nad systemem żadnego nadzoru? On sam podejmuje wszystkie decyzje?
Oczywiście to nie jest tak, że w całości wszystkie pieniądze są zarządzane przez komputer. Jak mówiłem większość środków jest inwestowana bezpiecznie, na rynkach pieniężnych lub obligacji. I tą większością środków zarządzają ludzie. Ludzie też stale monitorują system, zatrudnionych jest około dwudziestu matematyków i inżynierów, którzy wciąż udoskonalają system w miarę jak zmienia się sytuacja rynkowa.

System działa jednak przede wszystkich na rynkach terminowych, gdzie toczy się gra o sumie zerowej. Ktoś zarabia na kontrakcie, ktoś inny traci. W pewnym sensie system toczy więc nieustanną rozgrywkę przeciwko ludziom. Na dłuższą metę muszą znaleźć się inwestorzy bardziej inteligentni od komputera.


Na grę na żadnym rynku nie można patrzeć w kategoriach ludzkiego dobra czy zła. Dla inwestora indywidualnego, który źle przewidział ruch instrumentu nie ma znaczenia, że inna osoba przewidziała ten ruch poprawnie i zarobiła. Tak samo nie ma znaczenia czy zarobił komputer, który potrafi „myśleć” szybciej. Nie mówimy, że nasz system jest najlepszym inwestorem na świecie. My mówimy, że nasze fundusze powinny wygenerować bezwzględne stopy zwrotu przy relatywnie niskim ryzyku. Poza tym, nawet jeśli na jednym rynku tracimy, to zarabiamy na pozostałych. A nie ma człowieka, który mógłby działać na stu rynkach jednocześnie.

 

Ale może to zrobić inny system. Czy rynek może rozwijać się w tę właśnie stronę? Rozbudowywania systemów transakcyjnych, które z czasem zaczną toczyć rozgrywki pomiędzy sobą?


Gdyby wszyscy inwestorzy zaczęli działać w ten sam sposób, dokonując identycznych transakcji rynek byłby nieefektywny. Poza tym, to bardzo drogi system. Nie każdy może sobie pozwolić na zbudowanie oprogramowania, przy wykorzystaniu wzorów matematycznych i logiki, operującego jednocześnie na ponad stu rynkach.

Dziękuję za rozmowę.

 

Wywiad ukazał się w: